Sługa Boża Antonietta Meo

Zakochana w Jezusie

Podczas dzisiejszego spotkania roratniego poznaliśmy historię życia Sługi Bożej Antonietty Meo. Ta bardzo młoda dziewczynka, miała tylko 6 lat, została obdarzona szczególną łaską oglądania Jezusa. Zresztą przeczytajcie poniżej sami artykuł o naszej dzisiejszej bohaterce.

 

[thaudio href=”http://malygosc.pl/files/12/11/28/112456_02_sciezka_02.mp3″][/thaudio]

Pytania na środę:

1. W jakim mieście mieszkała Nennolina?

2. Do kogo Nennolina pisała listy?

Nie chcę tej zupy! – krzyknęła Antonietta i z całej siły kopnęła talerz. Kto by pomyślał, że ta rozbrykana dziewczynka pisze codziennie listy do Pana Jezusa, a On przychodzi w nocy i je czyta! Sześcioletnia Włoszka rozmawiała z Jezusem.

Głośny krzyk noworodka zbudził 15 grudnia 1930 roku rzymską kamienicę. – Pani Mario, urodziła pani dziewczynkę – uśmiechnęła się położna. Kobieta przytuliła drące się wniebogłosy dziecko i na jego maleńkim czole zrobiła znak krzyża. – Należysz do Jezusa – szepnęła. Nie przeczuwała, że te słowa będą miały tak ogromne znaczenie.

Ja wam pokażę!

– Michał, zobacz, co robi nasza mała – Maria Meo szturchnęła męża. Ich dwuletnia córeczka próbowała się przeżegnać. Często widywała modlących się rodziców i bardzo chciała nauczyć się znaku krzyża. Machała bezradnie rączką, kreśląc na czole dziwaczne kółka. – Czy znak krzyża to gest zastrzeżony tylko dla dorosłych? – kombinowała. – Poczekajcie, niech tylko podrosnę. Ja wam jeszcze pokażę! – Antonietta, przestań się wiercić! Nie umiesz usiedzieć na miejscu? – denerwowała się mama podczas Mszy w potężnej bazylice Krzyża Jerozolimskiego. Czteroletnia dziewczynka lubiła tu przychodzić. Gdy słońce rozpalało bruk rzymskich ulic, często chowała się w kościele. W jednej z kaplic przechowywano cenny skarb: relikwie krzyża, na którym umierał Jezus. Przywiozła je tu w IV wieku z Jerozolimy cesarzowa Helena. Mała Antonietta klękała przed fragmentem tabliczki z napisem: „To jest Król żydowski” i dotykała gwoździ, które przebiły ręce Jezusa.

Latający talerzyk

Nie była grzecznym aniołkiem. – Niezłe z niej ziółko! – kręcili głowami nauczyciele. – Gdy nie smakował jej obiad, potrafiła kopnąć nogą w blaszany talerz i wszystko lądowało na dywanie. Była żywa, uśmiechnięta, wygadana. Wszędzie było jej pełno. Uwielbiała śpiewać. – Zaśpiewaj mi piosenkę – błagała swą nianię Caterinę. – Nie ma mowy – odpowiadała zapracowana kobieta. Antonietta uśmiechała się szelmowsko. Miała na nią sposób. Biegła do kuchni, wyciągała z szuflady czekoladę i dzieliła na cztery równe części. – Słuchaj, za każdą piosenkę dostaniesz kawałek – „kupowała” nianię. Często z okien kamienicy na pierwszym piętrze przy Via Statilia dobiegał ich śpiew. Nennolina (tak nazwał Antoniettę wujek i tak się przyjęło) nie przepadała za słodyczami. Wolała sery, kiełbaski i szynkę. Często wieczorami myszkowała w kuchni. Nic nie zdradzało, że ta wesoła mała Włoszka ukrywa ogromną tajemnicę.

Widziałam Jezusa!

– Mamo, widziałam Jezusa! – usłyszała któregoś dnia Maria Meo. – Idź, pobaw się w ogrodzie. Widzisz, że gotuję teraz obiad. – Mamo, ale ja naprawdę Go widziałam – dziewczynka nie dawała za wygraną. – Antonietta, idź do ogrodu, albo pomóż mi przy obiedzie. Dziewczynka zbiegła po białych marmurowych schodach. Dlaczego nikt nie chce jej wierzyć? Mama westchnęła: „Co ta mała wygaduje? Jej fantazja nie zna granic…”. Nie, nie była niedowiarkiem. Od lat należała do Trzeciego Zakonu świętego Franciszka, ale nie mogła pojąć, że jej pięcioletnia córka może otrzymać tak wielką łaskę. Gdy jednak Nennolina poprosiła mamę, by spisywała listy do Jezusa, które ona będzie jej dyktować, pani Maria umówiła się na spotkanie z księdzem. – Antonietta ciągle opowiada o Jezusie. Wczoraj podobno widziała Go w ogrodzie. Wisiał na krzyżu, a przy nim stała Matka Boska! Prosi, bym w jej imieniu pisała listy do Jezusa. Co robić? Ksiądz znał świetnie małą Antoniettę. Widział, jak często szalała przed bazyliką. Chyba przeczuwał, że dziewczynka nie kłamie, bo pani Maria usłyszała: „Proszę spisywać te listy”.

Nocne wizyty Jezusa

Odtąd mama pisała pod dyktando swego dziecka. Sześcioletnia Antonietta pocieszała Jezusa marznącego w betlejemskim żłóbku. Prosiła, by wyciągał ludzi z czyśćca, by pomagał mamie, tacie, babci i wujkowi. Wszystkie listy kładła pod ulubioną figurką Dzieciątka Jezus rozpiętego na krzyżu. – Nocą Jezus przyjdzie, by je przeczytać – tłumaczyła mamie. I… Jezus przychodził! Dziewczynka marzyła, by ulżyć Jego cierpieniu. – Kochany, ukrzyżowany Jezu – pisała, – chciałabym na zawsze zostać na Kalwarii, blisko Ciebie i Twojej mamusi. – Antonietta naprawdę widziała Jezusa! Ale jej sekret znała tylko mama. Ja niczego nie wiedziałam – opowiada pani Margherita Meo, starsza o osiem lat siostra Nennoliny, która dotąd mieszka w Rzymie. Rozmawiamy w pokoju, w którym kilkadziesiąt lat temu razem bawiły się z Antoniettą. – Widziałam, jak dyktuje mamie listy do Jezusa, ale o tym, że mam niezwykłą siostrę, przekonałam się dopiero wtedy, gdy Antonietta zachorowała – pani Margherita uśmiecha się ciepło.

Nawrócony lekarz

Gdy Nennolina po raz pierwszy miała pójść do szkoły, rodzice zauważyli, że ma spuchnięte kolano. Początkowo myśleli, że upadła, ale gdy opuchlizna nie schodziła, zawołali lekarza. – To nowotwór – diagnoza zabrzmiała jak wyrok. Mama ukryła twarz w dłoniach. – Nie martw się, mamo! – pocieszała Antonietta. – Jezus wie, co robi. – Była niesamowicie dzielna. Zachowywała się tak, jakby nic się nie stało – wspomina jej siostra. – Nigdy się nie skarżyła. Gdy lekarze orzekli, że nogi nie da się uratować, że trzeba amputować, wciąż zarażała wszystkich nadzieją. To było nieprawdopodobne! – dodaje pani Margherita. Rak zaatakował tez płuca, głowę, ręce i gardło. Antonietta miała trudności z oddychaniem. Pytana, jak się czuje, uśmiechała się i mówiła: „Dobrze!”. A przecież guz na płucach był tak potężny, że wypchnął jej serce i przesunął ku górze. – To niewyobrażalne cierpienie! Na jej miejscu wyłbym z bólu. Jak ona może się uśmiechać? – dziwił się lekarz. Nie wierzył w Boga, kościoły omijał szerokim łukiem. Po spotkaniu Nennolin y upadł na kolana. Nawrócił się. Antonietta bardzo tęskniła za Jezusem. Nie mogła doczekać się chwili, gdy przxyjmie Go w Pierwszej Komunii. Przez całą uroczystość ta rozbrykana na co dzień dziewczynka klęczała skupiona.

Ostatnie słowa

Gdy mama z nianią modliły się o uzdrowienie, Antonietta protestowała. – Dlaczego urządzasz taki cyrk? – pytały. – Nie chcę, byście modliły się o zdrowie dla mnie! Zawarłam z Jezusem umowę. On wie, co robi! Rok po amputacji nogi zawołała rodziców. – Mamo, dziś jest święto! – powiedziała. – Może urządzimy przyjęcie? Kupimy tort, otworzysz z tatą wino… Rodziców zamurowało. Skąd ona ma tyle siły? W kwietniu 1937 roku Nennolina dyktowała mamie: „Kochany Panie Jezu, bardzo pragnę Cię zobaczyć. Chciałabym, by wszyscy mogli Cię widzieć! Wtedy będą Cię bardziej kochali!”. Rankiem 3 lipca Antonietta cierpiała niewyobrażalnie. Przymykała oczy i przypominała sobie pogodną twarz Jezusa, którą ujrzała dzień wcześniej, gdy przyjmowała Komunię. Pielęgniarki otaczające jej łóżko usłyszały jak westchnęła: „Boże, mamo, tato!”. To były jej ostatnie słowa.

Dywan ze stokrotek

Antonietta żyła 6 lat, 6 miesięcy i 18 dni. Na jej pogrzeb przyszły tłumy. Swą pogodą ducha potrafiła zarazić mnóstwo ludzi. Niedługo po jej śmierci nauczycielka Antonietty zauważyła przy kościele małą dziewczynkę idącą o kulach. – Antonietta?! – zawołała zdumiona i wtedy postać… zniknęła. Po jakimś czasie z zakupów wracała niania Nennoliny, gdy usłyszała głos dziewczynki: „Caterina!”. Nianię zamurowało. Z wrażenia położyła torby z zakupami na ziemi. Caterina! – wesoło brzmiał głos dziecka. Stara niania żyje do dziś. – Nie umrę, dopóki nie doczekam się beatyfikacji małej Antonietty! – uśmiecha się. Nennolina uwielbiała stokrotki, więc cystersi opiekujący się jej parafią obsiali nimi klasztorny ogród. – Ten ogród ma swój sekret – uśmiecha się przeor, ojciec Luca Zecchetto. – Pod pachnącymi białymi kwiatkami zakopaliśmy sukienkę Nennoliny z Pierwszej Komunii. Od razu wyczuliśmy świętość tej roześmianej dziewczynki. Buziaki dla Jezusa – Czy siostra dawała pani po śmierci jakieś „znaki życia”? – pytam Margheritę Meo. – Kiedyś mi się przyśniła – starsza siostra Antonietty rozpromienia się. – Oj, to był bardzo piękny sen… Do grobu dziewczynki pielgrzymują dziś tłumy włoskich dzieci. W grudniu 2007 roku Benedykt XVI ogłosił, że Antoniettę Meo można nazywać sługą Bożą. To znaczy, że wkrótce zostanie ogłoszona błogosławioną. Jej listy do nieba zrobiły prawdziwą furorę. Najwięksi teologowie przecierają oczy ze zdumienia gdy czytają: „Przesyłam Ci buziaki Jezu. Pozdrów Twoją Mamusię”. Pewnie dziś Antonietta wysyłałaby do Jezusa SMS-y.

Żródło: Mały Gość Niedzielny 06/2008